podtytuł “niesłusznie zapomniana” pióra Hanny Faryna – Paszkiewicz. Trochę mi przykro to pisać. Ale w końcu nie jestem jakąś poczytną dziennikarką, właściwie mam wrażenie, że piszę sobie a Muzom… Zatem. Piękne wydanie, twarda oprawa, wiele ciekawych, archiwalnych zdjęć… Niestety z treścią mam pewien problem. Jako żywo przypominają mi się napomnienia Kressa, że nie wystarczy opisywać bohatera jako szlachetnego i dobrego, jego postępki muszą współgrać. Cóż z tego, że na każdej stronie autorka krzyczy, jaka to hrabina wyemancypowana, wspaniała i generalnie niesłusznie pomijana – kiedy to nie wynika… dodatkowo pewne braki w części życia osobistego sugerują, że hrabina była jeszcze mniej sympatyczną. Po kilku latach małżeństwa, gdy mąż zachorował, odstawiła go do mamusi a sama wróciła na utrzymanie rodziców własnych. Owszem, drugiego męża do końca pielęgnowała, na zmianę z jego kolejną żoną. Niestety wiele rzeczy “nie wynika” – chronologia nie płynie jak czas zwykł płynąć, całość z zasadzie opiera się na wycinkach z gazet i listów, może dlatego wrażenie “papierowości” postaci nie opuszczało mnie ani na chwilę. Nie udało się ożywić hrabiny. Nie udało się udowodnić, że warto. To, że ktoś stał się przedmiotem zainteresowania akademików, to za mało. Bycie kobietą usprawiedliwia feministyczną wrzawę – ale akurat ta kobieta jakoś mało wniosła do feminizmu. Hrabiny od zawsze się rozwodziły, lekce sobie ważyły opinię świata czy światka, a pisać z podtekstami i wieloma kluczami każda z nich potrafiła. Nie wiem, czemu akurat ta hrabina miałaby być wyjątkowa. Może była. Niestety, autorka nie wskazała, dlaczego tak uważa. Samo informowanie, że tak jest, to trochę za mało.
Wspomnianej książki nie czytałam, więc trudno mi się wypowiadać, ale faktem jest, że pisane biografii to niełatwy kawałek chleba. Odrobienie zadania domowego w archiwum może wystarczy na pracę akademicką, ale nie na książkę, po którą czytelnik z przyjemnością sięgnie. Z drugiej strony ożywianie postaci i rozwijanie fabuły nie może się odbywać kosztem prawdy historycznej. Nie wszystkim biografom udaje się ten złoty środek odnaleźć…
LikeLike
czy ja wiem… nie trzeba się martwić fabułą 😉 miałam fazę biografii i wspomnień i mam dziwne, nieśmiałe nieco wrażenie, że jeśli postać była interesująca, to biografia jest w zasadzie samograjem. co prawda w takim wypadku nie byłoby nieudanych biografii… autorka poległa, “na **** drążyć temat” jak mawiał Charles Bigby – nie polecam lektury.
LikeLike