ostatnio coraz częściej się dziwię. a może tylko jakaś zasłona z oczu spadła? otóż dziecię raczyło przeżywać dramat po szczepionce. nie że jakiś wielki, ale żyć się nie dało. łzy, rozpacz, wycie… no dramat. w okolicach 20:00 się poddałam, dziecię w skafander wrzuciłam i dalejże podbijać świat wózkiem. ojciec dziecięcia powróciwszy z uczelni, a nie zastawszy nas w domu, dołączył do radosnej karuzeli. bo uwaga- w wózku było dziecięciu dobrze, nie negowało sensowności świata wyciem potępieńczym, zatem wózek przyjacielem najdroższym mym. że północ się zbliżała i temperatura nieco spadać zaczęła postanowiliśmy ciepła szukać. nie ludzkiego, bo wyrodni rodzice z dzieckiem rady sobie nie dają – tylko takiego realnego ciepła, paltocik lichy miałam, małż takoż niezbyt zimowo odziany, wszak za dnia wychodził. zatem sklep 24/7 czynny. weszliśmy, nękani wyrzutami sumienia. potwory, dziecko po nocy ciągają po sklepach, po wódkę pewnie przyszli. wzrok pokornie w podłogę wbiliśmy, by kontaktu wzrokowego nie nawiązać, by nam nikt nie wytknął, że potwory, dziecko po nocy, zapętlić, powtórzyć…
– Ty, żona… tu zawsze było tyle wózkowych o tej porze? – scenicznym szeptem spytał ślubny. łeb nieco uniosłam. jak alejki szerokie – wózki. spacerówki, głębokie, nawet kilka fotelików samochodowych. a jak już kto niby wolny elektron krąży – to tylko do czasu, jak swój wózek i jego popychacza znajdzie.
– Jasne. A mało to razy sarkaliśmy, że potwory, dzieciom się wyspać nie dadzą, patologia musi po wódkę przyszła?
Hyhyhy bo to te wszystkie dzieci już do całodobowych ciągnie. I teraz nie wiem czy to geny, czy instynkt pierwotny 😉
LikeLike
trudna decyzja – ale wolę iść w instynkt, bo geny to jednak moje 😉
LikeLike