Książkę “Bogini tańca” wygrałam w konkursie. Po raz pierwszy brałam w jakimkolwiek konkursie udział – i wygrałam. Dziwna sprawa. Jakbym wcześniej wiedziała, że mam talent do gier losowych – to może częściej brałbym udział. Może nawet w lotto bym zagrała.
“Dziennik” Niżyńskiego długi czas stał na honorowym miejscu w mojej biblioteczce, dołączyła do niego biografia Wacława. Ale “Popołudnia Fauna” czy “Pietruszki”, że o “Święcie wiosny” nie wspomnę – nigdy nie widziałam na żywo. Tylko “Jezioro łabędzie”. Wieki temu, na scenie zbudowanej na jeziorze na pergoli pod Halą. Balet Rosyjski. Niezapomniane wrażenia. Głównie dlatego, że w połowie spektaklu zaczął padać rzęsisty deszcz. “Fauna” odpaliłam na yt. Dobrze, że krótkie. “Jezioro” pozostało m w pamięci jako niedościgły wzór. A “Faun” to – moim skromnym zdaniem, laika zaznaczam – to wprawka boga tańca.
Otóż bóg tańca miał siostrę. Co prawda nie pamiętałam tego, ponieważ jego dziennik wypełniały inne kobiety – Karsawina, Pawłowa, w końcu żona. Oraz mężczyźni – Diagilew, Fokin.
Pomysł na recenzję miałam gotowy – jak świat baletu jest zamknięty na geniusz kobiety. Jak mają tylko kilka lat, zanim uroda przeminie. Bo poza talentem tancerka musi, po prostu musi być krasawicą, uwodzącą książąt i carów, a najlepiej jeszcze jubilerów, reżyserów, przemysłowców. Jak ciąża jest zagrożeniem dla talentu, jak poprzednio dojrzewanie.
Mniej więcej tak to miało wyglądać.
A potem przeczytałam, że szef sztokholmskiej policji wzywa pomocy. Że tracą ludzi i tracą ziemię. Że w zasadzie to u naszych sąsiadów już od dawna trwa wojna. Że opaski, z których w zeszłym roku żartowaliśmy z kumplami przy piwie – Szwedki, te silne feministki, miały nosić na nadgarstkach napis ‘nie życzę sobie być dotykaną’ – to wcale nie żart. Że zgłoszeń gwałtów już dawno nie przyjmują. Że rośnie terytorium, na które nie zapuszcza się władza. To piękne państwo, które podziwiałam dziesięć czy dwadzieścia lat temu – z wysokim socjalem, z wysokimi blond walkiriami w mundurach straży granicznej, z idealnymi porodówkami, gdzie rodząca wybiera jak z karty najlepszej restauracji, co chce zjeść po porodzie, gdzie tort z flagą szwedzką wjeżdża po szczęśliwym przecięciu pępowiny – to państwo od dawna już nie istnieje.
Ponieważ chcieli udzielić pomocy. Ponieważ wpuścili biedaków, uciekających przed wojną. Cóż, że innego koloru czy wyznania? Dali domy, kursy nauki języka i rzemiosła. W imię tolerancji.
“Bogini tańca” to historia o tym, jak kobiety muszą dać radę. Gdy wojna zapuka do drzwi – mężczyzn nie będzie. Na froncie, internowani, zabici, chorzy. A dzieci wołają jeść. Wołają – znaczy żyją. Więc hrabiny, tancerki, handlarki – muszą dać radę. Upiec chleb z pokrzyw czy zaparzyć kawy z czarnej borówki. Znaleźć dawnych przyjaciół, może pomogą wydostać się z matni. Bronisława Niżyńska uciekła przed wojną. Z Sankt Petersburga, Moskwy, Kijowa, Paryża, Londynu. Przygarnęła ją Ameryka. Przeżyła. Zarobiła na chleb. Jako choreograf – ale pamiętać trzeba, że baletnica w wieku trzydziestu lat to już emerytka. Zdradzana przez mężczyzn, uciekając z płonącej Europy zostawiała za sobą groby bliskich, wrogów i przyjaciół. Przeżyła. Czy dzięki sztuce? Pasji, która ją spalała jak jej brata, boga tańca? Cóż. Jako kobieta nie mogła popaść w szaleństwo. Kto by zadbał o dzieci? Wacław miał od tego żonę.
Reportaż o tym, jak 80% policjantów chce rzucić w Szwecji pracę, bo jest zbyt niebezpieczna, bo stracili powołanie, bo w zasadzie to powinno się tym wszystkim dawno zająć wojsko, ale rząd, w którym przeważają feministki, nie chce widzieć problemu – opatrzony był zdjęciami. Piękne, młode kobiety w mundurach kryją się przed koktajlami Mołotowa, przed kamieniami. Skoro kobiety walczą, zasiadają w rządzie – gdzie są mężczyźni? I czy oznacza to, że matriarchat nie jest dobrym pomysłem? Że w imię tolerancji i pomocy wpuścili do Europy wroga? Barbarzyńcę, który zniszczy nasz świat, jak już raz to zrobił? Cesarstwo Rzymskie nie wytrzymało. Europa też nie da rady. Co właściwie teraz robimy? Czekając na barbarzyńców? Może pora uczyć się gotować z ziół, które rosną dziko, zbierać grzyby i jagody. Matka Bronisławy, zdając sobie sprawę z nadchodzącego koszmaru, peklowała słoiki, smażyła konfitury. Co zrobimy, gdy zbraknie prądu? Rozpalimy wzorem Cyganów ogniska w domu, paląc parkiet deszczułka po deszczułce, modląc się, by dym nie był widoczny?
Czy jesteśmy coś winni Szwecji? W imię wspólnego króla czy wspólnej historii? W imię kobiet z Gdańska. Po ‘wyzwoleniu’ przez sowietów wszystkie były zgwałcone, część zarażona kiła i syfilisem, część ciężarna. Szwedzcy lekarze dali antybiotyki i tabletki. By nie musiały rodzić.
Francuzi nie chcieli umierać za Gdańsk. Polacy powinni umierać za Sztokholm?
Wojna Bronisławy, wojna mojej babci były inne, niż ta, która nadchodzi. Babcia chodziła do szkoły. Bronisława dyskutowała o roli sztuki, nowoczesnej sztuki, nawet poszła do gmachu Czeki wykłócać się o swoją baletnicę. Ci, który podpalili Szwecję nie pozwolą nam na szkoły ani sztukę. Kobiety wrócą do roli gorszej od doli psa.
Za oknem szaleje burza. Czy jesteśmy coś winni Szwecji?