Matyldy Kozakiewicz. Sięgnęłam z powodu nazwiska – w Mieście Krasnoludków nosi je świetna prawniczka. Że autorka jest blogerką dostrzegłam później. Brak refleksu przypłaciłam lekturą, której bym się ustrzegła. Nie jest to zła książka, czasem bywa dowcipna, w końcu czego oczekiwać po “zwykłej matce”… Następnym razem przeczytam dokładniej okładkę, zanim zdecyduję wyjść z książką z biblioteki.