pióra Ransom Riggs. Jest taka gra karciana – wyciągasz z talii trzy karty z obrazkami – np. imbryczek, pióro sroki, pierścień biskupi – i musisz ułożyć kilka zdań opowieści, gdzie pojawiają się te przedmioty. Potem następna osoba ciągnie karty i ma za zadanie kontynuować historię – z sensem. Za moich lat szczenięcych gra nie istniała, ale jak w trybie nagłym miałam snuć scenariusz do rpg – rozglądałam się wkoło, wybierałam trzy przedmioty i wokół nich snułam nić opowieści. Ransom Riggs robi to samo – przygląda się starym zdjęciom, tym z zaprzeszłego wieku, nieudanym, prześwietlonym – i wokół nich konstruuje swój świat. Zdjęcia pyszne, kolekcjonerskie, budzą inspirację. Historia “Miasta cieni”, kontynuacja “Osobliwego domu pani Peregrine” – intrygująca. Może być odpowiednia dla dzieci, bo zawiera potwory, które się pokonuje, nie zawiera seksów, tylko uczucia, a szczytem pragnień głównego bohatera, w stosunku do ukochanej, jest przytulenie się. Niemniej, swojej córce wybrałabym coś innego do czytania. Język mi nie odpowiada. Okrągłe, poprawne zdania, opowieść opisana poprawnie – brak dramatyzmu, choć jest lepiej niż w poprzedniej części. Czemu się tym katowałam? Z powodu zdjęć 🙂
Ja mimo wszystko bym pewnie sięgnęła po tą książkę, bo bardzo lubię taką tematykę. Książki fantastyczne mogłabym cały czas chłonąć, ale oczywiście każdy ma inny gust :).
Pozdrawiam i zapraszam 🙂
LikeLike