Po pierwsze – wróciliśmy w pełnym składzie, znaczy wszyscy zainteresowani przeżyli. Po drugie – jeśli istnieją miejsca dedykowane dla rodziców – na parterze, z przewijakiem, z zapewnionymi posiłkami, placem zabaw, etc – to nie tylko po to, by wyciągać kasę od rodziców. Istnieją one także po to, by rodzice odpoczęli. Bo jak rodzice się upierają, że dadzą radę w trybie, który pamiętają sprzed czasów dziecka…
– widzieliśmy wystawę psów rasowych,
– przetupaliśmy z wózkiem trasę na 1,5 h w tylko, uwaga 3 h – a potem się rozpłakaliśmy, że trzeba wrócić,
– młoda uśmiechem podbija świat, nawet groźny parkingowy w Zakopcu się do niej uśmiechnął,
– w Sanoku obejrzeliśmy wystawę – Beksiński + ikony i trzeba pzyznać, że ikony mają wspaniałe,
– zaporę na Solinie zaliczyliśmy, nudna jakaś, ale widok ok,
– jakieś lasy, jeziorka, górki i ….
…i jak już wracaliśmy spytałam męża, czy jest z nas dumny, że daliśmy radę. Potwierdził. Drążyłam, wiec skonkludował:
– Tak, kochanie, pojedziemy znów na wspólne wczasy. Do Mielna. Za 20 lat.
Naprawdę, zaklinam, rodzice, nie udawajcie, że świat się nie zmienił i jedźcie grzecznie do agroturystyki niezbyt od domu odległej.
Bardzo ciekawie spędziliście czas. Nigdy nie byłam nad Soliną, muszę to wziąć pod uwagę planując kolejny wyjazd w Polskę.
Ach, bardzo żałuję, że w czasach, kiedy i ja miałam maluchy, nie było tylu udogodnień dla rodziców.
LikeLike