W końcu wszystkie to znamy 😉
– Pod jedną kosiarkę wpadłyście? – Dziadek na widok skróconej fryzury Żaby i mojej.
– Same chłopy w domy, wszystko muszę opanować, za wszystkich myśleć. Dwóch synów, mąż, ojciec i jeszcze pies. Ot, choćby teraz. Dzwoni do mnie mąż i pyta, gdzie pierniki. Więc spokojnie odpowiadam, że tam, gdzie od 10 lat, czyli w chłodnej spiżarce. Na to mąż, że stoi w chłodnej spiżarce i nie widzi. Pytam zatem, w którą stronę stoisz kochany? Plecami do drzwi, twarzą ku północy. No to widzisz te pierniki, są przed tobą. I on po minucie wysilonego myślenia: Widzę, widzę!
– Ja mam tylko jednego syna, ale też bywa ciężko. Jak syn miał 13 lat to zapragnął czegoś żywego i bakterie jakoś mu nie odpowiadały. Idąc w minimalizm zakupiłam dwie myszy, po 10 PLN sztuka. Po weekendzie syn, bardzo przejęty, zażądał wizyty u weterynarza, bo jedna mysza coś mało energiczna była, raczej taka jak ten krecik, co szpadelkiem dostał i na nic moje tłumaczenia, że może to mysza-stoik. Pojechaliśmy do wetyka, myszę obejrzał i mówi “Państwo z reklamacją jadą, bo ta mysz kolejnej doby nie przeżyje”. Syn wpadł w histerię. Tłumaczę wetykowi przez zęby “Lecz pan toto”. Wetyk zachichotał. “Jak pani sobie życzy”. Dał trzy zastrzyki, skasował 160 PLN i powiedział, że gwarancji nie daje i mysza może dnia następnego nie dożyć. Wracamy. Nagle z tylnego siedzenia rozlega się rozpaczliwy szloch. “Mysz się nie rusza!”. I syn raczy popadać w histerię. A za nim mąż, bo kto to widział, że za leczenie myszy on płaci więcej niż za swojego stomatologa i w ogóle to kto to widział i on już niech ce żadnych myszy, bo co mu tak będa umierać… Przez całą drogę uspokajałam dwóch histeryków. Po dotarciu na miejsce zajęłam się załamanym synem, myszę dyskretnie wsunęłam mężowi do ręki “Zrób coś z tym!” wysyczałam. “Dobrze, kochanie.” Pół roku później, a były to Święta Wielkiej Nocy dla odmiany, szperałam w zamrażarce. Z lewej strony, gdzie nic nie kładłam, leżał mały pakuneczek. Otwieram i własnym oczom nie wierzę. Mysza. “Kochanie! KOCHANIE, PSIAKREW! Co zrobiłeś z myszą?” “Jaką myszą?” “Tą z leczeniem za 160 PLN?” “A wiesz, że nie wiem?” “A co to jest?!” “O, mysza. Wiesz, bo ziemia była zamarźnięta i nie mogłem wykopać grobu, to odłożyłem na chwilę, aż ziemia się rozgrzeje”.
Poza tym polecam “Hysterię” oraz “In Bruges”. Oba obrazy mają wpisane, że są komediami – ale z tego ostatniego taka komedia, jak ze mnie arcyksiężna gnieźnieńska. Tytuł przetłumaczył jakiś geniusz na “Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj” i to chyba jedyny dowcip. Znaczy owszem, całość jest piękna – pojadę do tego miasta, jak już nerkę sprzedam – i dialogi skrzą się dowcipem, ale to za mało, bym uznała film za komedię.
A na zdjęciach Jesień.