Bolesławiec – ja się na handlu nie wyznaję :(

Ceramika z Bolesławca – dla jednych kicz w niebieskie stempelki, dla innych przedmiot zachwytu. Dzień wolny był – 15-08 znaczy – i akurat początek Dni Ceramiki. Rzut beretem, co to dla nas…

Pierwszy dzień, nic to, że wolny – połowa stoisk dopiero się rozkładała, jakieś nerwowe rozmowy organizatorów. I tłum ludzi. Duży tłum, połowa na niemieckich szyldach przyjechała. Parkować nie było gdzie. Spoko, nie takie rzeczy my ze szwagrem, kawałek można podejść, po drodze zamek, kościół, starostwo powiatowe, zadbany skwerek…

Tłum ludzi. Warsztatów, eventów – zero, wszystko dzieje się w weekend, w niedzielę nawet występuje Lombard i Oddział Zamknięty. Ja się czułam jak w oddziale zamkniętym, kiedy okazało się, że działają knajpy tylko wkoło rynku, reszta zawarta. Więc na pizzę czekać trzeba półtorej godziny. A w Burgerowni zabrakło mięsa i dostać możemy pierogi. Z kapustą. Nic to – dziecię miało prowiant, a nam jak spadnie parę kilo to dramatu nie będzie.

Pokonały mnie dopiero ceny. Mąż upatrzył sobie piękne filiżanki z czarnymi różami – 40 PLN. Za ceramikę, nie porcelanę. Różowe kwiaty – moje marzenie – 47 PLN. Białe w konwalie – 50 PLN.

Z nosami na kwintę spojrzeliśmy na czerwono-czarne cudeńka. Już bez nadziei spytałam nieśmiało po czemu te śliczności. “20 PLN” usłyszałam. Zanim pani się rozmyśliła zakupiliśmy 2 sztuki i zwialiśmy. I niech mi kto wyjaśni – czemu ona cen nie wywiesiła? Wiecie, jaki by miała utarg?

A jakby kto chciał się wybrać – wzdłuż drogi do Kauflanda stoją sklepy firmowe, otwarte. I mają ceny niższe, niż na stoiskach.

Jako się rzekło – nic z tego nie rozumiem 😦