Trzy Laleczki [3/5]
Rosja jako jedyne państwo użyła kobiet w takiej ilości i w charakterze różnym od sanitariuszek. Kobiety – a właściwie dziewczyny, bo mowa o 17-18-19latkach były szkolone na snajperki i całe damskie plutony wysyłano na front.
Książka Winogradowej, ciężka kniga, prawie 400stronicowa, szkicuje losy snajperek.
Temat jest ważny i każdy, kto opowiada się za kobietami w armii powinien przeczytać tę pozycję.
Dlaczego tylko trzy Laleczki?
Po pierwsze: cenzura. Wiem, że pewnych rzeczy autorce by nie puszczono i autorka puszcza oko do czytelnika. Jakimś cudem wszystkie jej rozmówczynie uniknęły gwałtu ze strony dowódców czy zwykłych, pijanych żołnierzy. Statystycznie niemożliwe. Losów kobiet nie dopowiada, na powrocie z frontu kończy. Poleca lekturę “Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” [ja też polecam, aczkolwiek to bardzo drastyczna pozycja] – bo w “Wojnie” wyjaśniono dokładnie, jak przywitano powracające z frontu kobiety. [jak kurwy, gdyby ktoś się nie zorientował. I życie miały przetrącone do końca, z wsi je wyrzucano, często rodzina nie chciała mieć z nimi nic wspólnego]
Po drugie: brak porządku. Niby wszystko chronologicznie, ale ponieważ było wiele frontów i oddziałów, dodatkowo imiona kobiet się powtarzają – ciężko. A geograficznie totalna załamka. Nawykłam, że w książkach historycznych, przynajmniej polskich, nazwa miejscowości jest – przed wojną – w trakcie – a jak się zmieniła, to jeszcze i po wojnie. U Winogradowej – tylko nazwy rosyjskie.
Po trzecie: moja babcia była ze Wschodu. I jak czytam, że rosyjscy/radzieccy żołnierze rabunki i gwałty to zaczęli dopiero w Prusach, a przedtem to grzecznie szli i tylko czasem kuraka ukradli – to krew mnie zalewa.
Dlaczego wciąż polecam?
Za rozprawienie się z mitem Ludmiły Pawliczenko.
Za pokazanie ludzkiej strony, a właściwie kobiecej strony wojny, jak musiały walczyć o watę, jak odpierać awanse dowódców.
Za zdjęcia.
Ale i tak “Wojna” jest o niebo lepsza. Tylko trzeba mieć mocniejsze nerwy, po nocach może się śnić.
O wyczynach czerwonoarmistów, szczególnie ukraińskiego pochodzenia, wiem więcej, niżbym chciała. O tym, jak musiały sobie radzić wśród nich czerwonoarmistki nie wiem nic, więc Twoja propozycja literacka wiedzie mnie na pokuszenie. 😀
LikeLike
Przeczytam koniecznie 😉 dzięki
LikeLike
Ja po “Dziewczynach z Auschwitz” i z Syberii też spać nie mogłam…Na razie darowałam sobie tego typu lektury.
Całe szczęście wróciłam do czytania i kończę pomału ten Shantaram 😉
LikeLike
A wiesz, że już trzy razy się przymierzałam i nie daję rady? Sposób narracji mnie wykańcza 😦
LikeLike
Ciężko przebrnąć przez początek, tu się zgadzam…ale ja się uparłam! No i koniec już blisko. Ba, nawet się zastanawiam nad drugą częścią, ale po jakiejś przerwie…
LikeLike
Moja babiczka toże ze wschodu. A jednak.
LikeLike