Cztery Laleczki [4/5]
Lekki język, piękny temat, urokliwe zdjęcia. Dodatkowy bonus za sentyment do Wrocławia. Otóż pan Dredziarz to jeden z grajków-bębniarzy z przejścia świdnickiego. Wieki temu, młodym podlotkiem będąc, uwielbiałam tę muzykę, te rytmy – byli zawsze i poprawiali dzień. Nie ma przejścia i nie ma grajków. Zostały wspomnienia.
Oprócz sentymentu do bębnów Dredziarz charakteryzuje się ogromną pasją – do pszczółek. Jakbym widziała mojego wujka. Tego, który dał mi pszczółkę do głaskania. Pszczółki są rewelacyjne, jak mają humor i dają się pogłaskać – ale lepiej nie róbcie tego bez wsparcia pszczelarza.
Książka rewelacyjna. Pasja pszczelarza wyziera z każdego akapitu. Całość zgrabnie podporządkowana rytmowi pracy przy pasiece. Wplecione wspomnienia – nie tylko Wrocław, nie tylko bębny. Jeszcze budowanie domu z ruiny, jeszcze układanie dachu. Pochwała natury, miodu, symbiozy.
Za co odjęta laleczka? Za rozdziały ‘z perspektywy kobiecej’. Owszem, rozumiem, że jak pasieka, to ma być o pszczółkach i drodze do własnej pasieki. Ale na mój gust żona stanęła za bardzo w cieniu męża, nie wykorzystała własnych wspomnień i własnych anegdot. Bo dowcip polega na tym, że całość redagowała pani Ewa. A rozdziały ‘z perspektywy pszczelarza’ skrzą się humorem, gdy tymczasem do ‘jej’ rozdziałów wkradła się dziwna nuta. Może powinna powstać książka “Żona Pszczelarza”? A może się czepiam, bo pszczółki lubię głaskać, a sałatka z jarmużu to dla mnie synonim katorgi… Może tak być. Pomijając przepisy z jarmużem w roli głównej – pozycja zawiera również porady praktyczne. Jasne, nigdy nie skorzystam z informacji, jak złapać rój ani jak dokarmiać pszczółki. Znam swoje ograniczenia, wiem, że jakby mi przyszło wyjąć ramkę to na widok słodkich małych pszczółek – wyglądających dokładnie jak robaczki – zemdlałabym na miejscu. Ale poczytać sobie mogę! I polecam lekturę wszystkim – w końcu nikt tego jarmużu na siłę jeść czytelnikom nie każe 😉
PS Mają takoż stronkę i bloga, miodu nie zakupiłam, więc nie dam głowy za smak. [Wujek żyje, choć po 4 zawałach, więc miód w rodzinie jest. Pyłku nie ma. Jak Dredziarz będzie sprzedawał pyłek, to pewnie się zaopatrzę] i tu ich stronka -> KLIK
PSS A w ramach wspomnień o pszczółkach – na rewersie kolczyków ze skarabeuszami pojawiły się pszczółki. Skarabeusze nie miały już wyboru i też się zazłociły.
Jak to ? Nie ma przejście pod Świdnicką ?
Chyba Konrad już dawno nu był we Wrocławiu 😦
LikeLike
Nie ma w takim kształcie. Jest górą. W dole jakieś coś – nie wiem co, artystyczne, przeszklone, ludzie się przechadzają i nudzą, udają, że pracują, czyli jakaś budżetówka – i wąskie przejście obok, bez zjazdu dla wózków, bez akustyki, szaro i pusto.
LikeLike
Za czasów studenckich Konrad chadzał pod Świdnicką z dworca na szybkie piwo.
Za czasów roku 200x Konrad chadzał pod Świdnicką służbowo
Dzisiaj Konrad dostał zaproszenie do Wrocka na integrację. Za późno, nie da rady.
Następnym razem zwizytuje te wszystkie zmiany.
Co to się porobiło… Świdnicka górą ???
LikeLike
I w życiu nie zdążysz, podzielone chyba na trzy światła, stajesz jak idyota ciężki pośrodku… Dlatego było dołem, bo ruch ludzki był spory, to oczywiste… no więc za mało oczywiste dla włodarzy. Polecam omijać, co się masz denerwować.
LikeLike
To już nie jest ten Wrocław co Konrad pamięta 😦
A przejście pod JPII nadal jest ? Parę razy Konrad wracał tamtędy do siebie po spożyciu póóóóźno w noc i napotykał dziewoje niemogące dać sobie radę z walizami/rowerami. Konrad miał dobre serce i pomagał.
Piękne czasy 🙂
LikeLike
No nie ten, zupełnie nie ten 😉 Ale wiesz? Moja babcia mówiła dokładnie to samo 😉 [tak, pod JP2 jest. Niestety. Wciąż przecieka i wciąż rozsiewa aromaty dalekie od perfumeryjnych]
LikeLike
Skąd Ty wzięłaś taką książkę? Już sam tytuł elektryzuje:)
Ja do pszczół mam dystans. Odkąd udziabała mnie gdy byłam dzieckiem i spuchłam jak quasimodo, trzymam się z rezerwą;)
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
LikeLike
Z regału “Nowości” – bo jak jestem z dzieciem, to tylko do tego regału w bibliotece dojadę, potem jest za wąsko 😉 Wujek zawsze powtarzał, że pszczółki żądlą tylko tych, którzy się boją… co nie do końca się zgadza, bo pod koniec sezonu, to on jest najbardziej pożądlony, a że ma uczulenie – to kończy się szpitalem… Może też masz uczulenie? To uwaga z kosmetykami na miodzie i pochodnymi 😉 A książka świetna 🙂
LikeLike
ok;) bez pszczelarza nie głaszczę żadnej pszczólki;-) nie ma głupich;-) pozdrawiam serdecznie!!!!!!
LikeLike
…akurat ten pszczelarz to już troszkę za stary dla Ciebie 😉 Ale ogólnie to dobrzy mężczyźni są, opiekuńczy, mało nerwowi 😉 tylko coraz ich mniej 😉
LikeLiked by 1 person
haha!!! będę mieć na uwadze pozdrawiam serdecznie;-)
LikeLike
Miodem – mniam, mniam, ale jakoś mnie nie ciągnie do poznawania kto za tym stoi. 😉
LikeLike
A może się przekonasz? Poczytać nie zaszkodzi, własnej pasieki w mieście nie otworzysz – ale lektura kojąca, ciepła.
LikeLiked by 1 person
W Warszawie są pasieki na dachach, coś ok tysiąca, min, na Pałacu Kultury i Nauki. więc i ja mogłabym takową założyć, ale jednak pozostanę przy słoiczku miodu, zakupionego od pszczelarza. 😉
LikeLike
Wiem, że są, ale sama bym się nie odważyła na założenie takowej. Po pierwsze – jesteś odpowiedzialny na zwierzę, pies, kot, pszczoły – nie jestem pewne, czy jakiekolwiek oc w życiu prywatnym pokryje koszty, gdy rój ucieknie i pogryzie kogoś, na przykład małe dziecko – a na oc rolników się mieszczuch nie załapie z tego, co pamiętam. I secundo – niby z czego robią miód? Z tego, co znajdą… naprawdę roślinność w miastach taka czysta, by z niej miód robić 😉 ? Więc lepiej z pasieki z czystych terenów, popieram :)))
LikeLike
W okolicy PKiN powietrze nie jest krystalicznie czyste to fakt, ale istnieje ogród botaniczny, wielki park Łazienki Królewskie, tam naprawdę jest czym oddychać. Od PKiN będzie tam 2 km z hakiem, to dla pszczoły żadna trudność.
LikeLike
OK, to wiele tłumaczy. Aczkolwiek nadal wolę miód z lasu, szczególnie, że od wujka 🙂 I nadal bałabym się o cudze dzieci w czasie rojenia.
LikeLike
Co tam pszczoły, os ci u nas dostatek. Zeszłego lata uwijały sobie gniazda na budynku, w którym mieszkam. Te to są cholery natrętne. Na szczęście, po remoncie, nie musimy się ich obawiać.
LikeLike
Poważnie? U nas praktycznie nie ma owadów latających, ani komarów, ani os, nic. Może dlatego, że wkoło trochę mało zieleni, a komary są pryskane… A jakby tak wezwać straż pożarną? Bo do szerszeni kiedyś sąsiad wzywał, w sensie nie w mieście, tylko na wsi mieszkający i przyjechali. To może to os też by przybyli?
LikeLike
U nas zieleni jeszcze sporo, mimo systematycznej wycinki starych okazów. I dobrze, bo mieszkam nieopodal bardzo ruchliwej ulicy. Co do komarów nie wlatują do domu, pilnuje tego geranium. Nawet muchy padają. Od usuwania gniazd uciążliwych owadów jest u nas ADM. Wystarczy ustalić gdzie koczują.
LikeLike
Dziękujemy 🙂 Przy okazji zerknęłam na kawową twórczość – rewelacja! pozdrawiamy, Pasieka Dredziarza ❤
LikeLike
Dziękuję za miłe słowa 🙂 Pozdrawiam 🙂
LikeLike
Może kiedyś P.Paweł będzie redagował…. 😉 . Pozdrawiam. 🙂 .
LikeLike
A pani Ewa pójdzie do pszczółek w tym czasie? Nie wiem, czy jej tego życzyć 😉
LikeLiked by 1 person
Co to jest dredziarz? Gościu, co nosi dredy?
Uwielbiam pszczoły.
I miód.
LikeLike
Si. Długie, gęste i siwiejące na skroniach – ale wciąż dredy :)))
LikeLike
Kiedyś miałam dredów kilka. Na całą głowę się nie odważyłam.
Miód lubię. Nawet bardzo. Czym ciemniejszy, tym lepszy! Pamiętam też fiasko miodu rzepakowego – to było paskudne!
Kolczyki cool – nie wpadłabym na taki pomysł. Inspiracja była zacna najwyraźniej 🙂
PS. Nigdy nie próbowałam jarmużu, sama nazwa mnie przeraża…
LikeLike
Mnie gryczany nie do końca smakował, choć najciemniejszy.
Owszem, inspiracja zacną była 🙂
Nazwa… a wiesz, jak to pachnie?! No więc przez zapach nie wzięłam do ust, bo nie wierzę, że coś, co tak pachnie, może być jadalne.
LikeLike
Zapamiętać: nie wąchać jarmużu. Po wtopie z tofu już jestem ostrożna z wąchaniem “nowinek”…
LikeLike
Ależ nietypowe kolczyki! 🙂
LikeLike