Szacuneczek, kerowniczko!

Jeśli już, to szacunek, szanowna pani! Ale nie zamierzałam dyskutować, bo żulik nie wyglądał na pijaczka – erudytę z opowieści Bazgroszytki. Żulik zataczał się i śmierdział, on tym fetorem wymuszał datki na jabola, jestem pewna. Nie ze mną te numery, Bruner. Zgrabnym łukiem, nawet nie wytracając prędkości, minęłam żulika, co nie był raczej erudytą i wypadłam na Plac Solny. Widok, który ukazał się moim oczętom, zaspanym jeszcze nieco, wszak dopiero do biura gnałam, no i co, że spóźniona, widok w kostkę brukową mnie wmurował. Pomiędzy kwiatowymi stoiskami stała maszyna, samochód znaczy. Czerwone, płaskie, bez dachu, musiało toto kosztować miliony monet. Ale nie toto mnie zastopowało. Na masce maszyny gięły się dwie dziewoje. Młode, śliczne, zrobione od obcasików kozaczków po czubki rzęs. Robiły sobie zdjęcia i wyraźnie były zachwycone. W porannym słońcu te młodziutkie dziewczyny i ten lśniący samochód – byli sobie pisani.

A potem pojawił się właściciel.

Szpakowaty, w spranych jeansach, rozchełstanej koszuli. Słowami dalekimi od eleganckich – właściwie słowami powszechnie uznanymi za wysoce obelżywe pogonił dziewczęta z maski pojazdu. Taki rynsztok z ust mu się ulał, że własnym uszom nie wierzyłam. Cóż, to było 20 lat temu, mało wtedy jeszcze słyszałam, mało widziałam. Szczęka opadła mi ze zdumienia na bruk. Chyba z efektami dźwiękowymi, bo człek obrócił się do mnie.

– Coś się nie podoba?

– Słownictwo. – mruknęłam i podjęłam negocjacje z nogami własnymi, coby już korzenie wyrwały i pozwoliły mi do biura się udać. – I ogólny brak szacunku do kobiet, na litość boską! – wyrwało mi się.

– Jakich kobiet? Toż to zwykłe *** były. – roześmiał się właściciel pojazdu.

– Skąd pan wie? Już pan z usług korzystał?

– Nie musiałem. Znam takie. One za 50 m przejażdżki rozkładają nogi.

– Może miłośniczki motoryzacji? Może wiedzą wszystko o silniku, mocy jego, wadach konstrukcyjnych i zaletach?

– Ta, miłośniczki. Łatwego życia. Na pęczki takich miałem!

– Skoro jest podaż – to jest i popyt. I jeśli tyle ich się przewinęło to świadczy to źle nie o nich, lecz o panu.

Facet nagle się wyprostował.

– Ja bardzo panią przepraszam, trochę niefortunny początek znajomości. Wczoraj taka jedna szpilką mi lakier podrapała, a w serwisie najbliższy termin za tydzień i z tą zadrą jeżdżę, to kortyzol mam podniesiony. – facet zrobił w moim kierunku kilka kroków, powoli, jakby psa w kojcu nie chciał wystraszyć. Zeszłam z chodnika w bramę biura. Stara kamienica, stare drzwi, klucz długości połowy mojego przedramienia, naprawdę mógł udawać broń. Z bramy wyszedł mój szef, musiał z góry widzieć sytuację.

– Potrzebuje pani pomocy? – szef przytrzymał drzwi. Miał prawie dwa metry wzrostu i nienaganny garnitur.

– Wszystko w porządku, ale dziękuję, te drzwi takie ciężkie.

– Będę czekał! – usłyszałam jeszcze, zanim wkroczyłam w chłód kamienicy. Oczywiście dzień pracy w korpo to nie 8 h, jeno do skutku. Kiedy wreszcie skończyły się tabelki, szef zajrzał do mojego akwarium.

– Jakby potrzebowała pani podwózki, to mam wolne pół godziny.

– Czemu mam potrzebować podwózki?

– On tam stoi. Odjechał na obiad i wrócił.

– Luz, wyjdę wyjściem od podwórza.

– Ale proszę zadzwonić, że pani dotarła bezpiecznie.

– Jestem dużą dziewczynką.

– Całe 150 cm na szpilce.

Czasami myślę, gdzie bym była, gdybym wyszła wtedy głównym wyjściem. Porzucona w rowie? Uciekająca z dziecięciem przed prześladowcą, obracająca się w panice na każdym rogu? W złotej klatce? W szklanej trumnie? Nigdy nie słyszałam, by kto ubliżał bliźniemu bez powodu tak jak ten człowiek dwóm młodym dziewczynom. Wyszłam na podwórze i nigdy więcej nie widziałam czerwonej maszyny ani jej właściciela. Minęło 20 lat, wypalam zakładkę i szukam cytatu na rewers. Jestem człowiekiem spokojnym. Słońce nadal złoci Plac Solny. Zakładka jest w kolorach jesiennych.

zakładka secesja

zakładka secesja spinoza

16 thoughts on “Szacuneczek, kerowniczko!

  1. A co by było gdyby to pan pijaczek był właścicielem tegoż pojazdu, a szpakowaty też wyhaczał dziunie na nie swój samochód?

    Hmmm…ja gdybym dwaadzieścia lat temu… a nie, czekaj wtedy miałam dopiero 11 lat 😉

    Lepiej cieszyć się tym co teraz. Skoro sami tak wybraliśmy.

    A tak w ogóle to już wiem, gdzie podział się pan pijaczek. Przeskoczył z mojego bloga na Twojego! Przygarnij go zatem i poczęstuj ciepłą zupą, bo dziś wietrznie 🙂

    Like

    1. U mnie słońce, jak pijaczek się umyje, to dostanie zupę, nie wcześniej!
      Widziałam takie akcje, jak kumpela pojechała prosto z pracy przy ogrodzie do jubilera po złoty komplet i sprzedawczyni nie chciała nawet otworzyć gablotki, oceniając klientkę po wyglądzie. Więc pijaczek mógł być właścicielem, ale nie był.
      Ależ ja się cieszę, tylko cytatu sensownego nie mogę wyhaczyć, więc ‘spędzam czas’ 😉

      Like

      1. Też miałam taką sytuację. Zmęczona po 24h zmianie, bez makijażu z podpuchniętymi oczami z niewyspania poszłam wraz z Maciejem kupić ebooka. To były czasy, gdy dopiero ten cud techniki wkraczał na półki sklepowe i kosztował nie mało.
        Pan sprzedawca obrzucił mnie pogardliwym wzrokiem i zbywał nas półsłówkami po czym zajął się czymś innym. Chyba było coś w moich oczach, które wyglądały w tym momencie jak u psa ze schoroniska, bo podszedł do nas kolejny sprzedawca. Facet dwoił i się i troił, opowiadał z pasją o każdym modelu. W końcu zdecydowałam się na zakup i przy finalizowaniu transakcji ten pierwszy koleś dostawał spazmów. Nagle zaczął się do nas przymilać i to on chciał nas skasować jako starszy pracownik( pewnie dostałby procent za sprzedaż)
        Ale Maciej dosadnie i w żołnierskich słowach powiedział mu co na ten temat myśli.

        Like

Leave a Reply

Please log in using one of these methods to post your comment:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s