Ale dlaczego Wro nie dla turystów? Że niby co to ma w ogóle znaczyć? Że niby mieszkańcy czekają z utęsknieniem na Święta, żeby odzyskać ulice? I przeklinają rankingi, gdzie Wro i jego jarmark zdobyli wysokie miejsca, co spowodowało napływ kolejnych turystycznych najeźdźców, przekonanych, że do nich należy rynek i okolice? Niiee no, skąd. Lokalsi zwykle czekają na wakacje, aż studenci wyjadą. Przez dwa miesiące da się wtedy przemieszczać bez doliczani godziny na ‘niespodziewane korki’.
Nie dla turystów – bo przecież nie po to człowiek przyjeżdża do miasta, by włóczyć się po magazynach czy zapomnianych przez konserwatora zabytków zaułkach.
1. aby zjeść: Kame Bar przy ul Robotniczej 70J. Jedzenie – pyszne, tanie, prowadzące Japonki uprzedzająco grzeczne. Za 25 PLN objadłam się po kokardę [zielona herbata + zupa miso + kurczak w 5 smakach + kawałek sernika z zieloną herbatą]. Na czym polega dowcip? Bez nawigacji człowieku nie trafisz, to jest pośród magazynów, widok na stare hale produkcyjne, Gierek jest z siebie dumny 😉
2. aby zjeść szybko w Rynku: Bistro Patties na Igielnej, róg z Więzienną – nigdy nie widziałam tam tłumów, może coś się zmieniło. Naleśniki olbrzymich rozmiarów, sycące i tanie. Na ścianie wymalowana uliczka, zwykle siedzę i szukam kota. Ja wiem, że on tam jest, co to za uliczka bez kota 😉
3. aby napić się herbaty i porozmawiać: Czajownia przy Białoskórniczej. Czemu nie dla turystów, wszak to blisko? Skoro przyjechałeś do Stolicy Dolnego Śląska to chyba nie po to, by czekać 40 min na obsługę! Tu nikt się nie śpieszy, możesz wybierać herbatę nawet i dwie godziny. W lecie urokliwy japoński ogródek, przez cały rok – podesty z poduszkami do siedzenia czy leżenia. Oprócz herbaty – szisza, przegryzki. Co do sziszy – nie polecam mieszania arbuza z wanilią. Co do herbat – polecam Kabukicha. Umówmy się – w życiu nie będę już miała tyle czasu ani miejsca w kuchni, by samej bawić się z lodem, proporcjami, wrzątkiem i co tam jeszcze. A smak jest niepowtarzalny.
4. aby napić się i pomilczeć – Salonik. Braniborska. Mój ślubny tam nie chodzi, mówi, że mordownia. W tv migają zapasy lub mecz, z głośników brzmi ciężka, niespotykana już muza, piwo niechrzczone i tanie. Z minusów? No chyba tylko komary w ogródku. I krzywe kije do bilarda. I stół do piłkarzyków jakiś zwichrowany. But then again – Salonik. Legenda.
A puzderko? Zaczęło się niewinnie.
– Kochanie, widziałeś mój klej do papieru, biurowy?
– Nie?
– W sztyfcie był, w tej oto szufladzie.
– Hmm, wyrzucałem ostatnio jakieś sztyfty, puste. Myślałem, że nie dopilnowałaś i znów ci Żaba zjadła szminkę… A w ogóle to czemu trzymasz tu rzeczy? Specjalnie ci zabezpieczyłem biurko, żeby się nie dostała…
– No zabezpieczyłeś, czy ja mówię, że nie? Bez młotka się nie dostanę.
W związku z dialogiem jak wyżej – stanęłam przed koniecznością poskładania puzderka bez kleju. Wyszło – jak niżej, a korzystałam z instrukcji tej miłej pani, KLIK. To jednak miło, kiedy ludzie dzielą się wiedzą. Taka sierotka techniczna, jak ja, ma wtedy szansę 😉
Z uwag technicznych, jeśli używacie papieru twardszego, jakoś tak 200, to różnica, żeby puzderko dało się zamknąć, powinna być większa, u mnie 2 cm. Kiedy zrobiłam jak w filmiku nakazują – 1 cm – nie dało się złożyć.
A po co mi puzderko, wszak już po Świętach? Noo… żeby lale miały jak podróżować 😉
Jak to nie dla turystów? Przecież to jedno z miast najczęściej odwiedzanych! A jest co zobaczyć – bywam, więc wiem! 😉
Oj masz Kobieto zacięcie artystyczne, dla mnie zrobienie takiego pudełeczka jest awykonalne.
LikeLike
Z wymienionych miejsc znam tylko Czajownie. Chyba jestem turystyka we własnym mieście 😉
LikeLike
😉 W końcu jesteś Podróżnisia 😉
[wyluzuj, smarkata jesteś, to są miejsca dla zgredów gwoli odpoczynku, jeszcze masz czas na szukanie takich przystani 😉 ]
LikeLike
[haha 😀 taka smarkata to nie jestem, ale duchem wciąż czuję się nastolatką :D]
LikeLike
I się, kurde, głodny zrobiłem 😮
LikeLike
…moja bardzo wielka wina 😉 Do argumentu o mieszkaniach i domach masz argument o jedzeniu – na wyspach tak nie karmią 😉
LikeLiked by 1 person
No to prawda! Zapiszę to sobie! 🙂
LikeLike
W Poznaniu też była masakra na jarmarku w weekendy… Tyle motłochu, że się w głowie nie mieści 😮 Też zawsze czekamy na wakacje, aż słoiki wyjadą… Szkoda, że wtedy nie ma jarmarku to byśmy w końcu spokojnie spędzili na nim czas albo “spend-zili pieniądze” 😀
Śliczne pudełeczka 💟💟
LikeLike
Ja znów wspomnę chińczyka w jakiejś bocznej uliczce od rynku (mieszasz co chcesz w pudełku) – było genialne! Tak jak gorące pączki ale takie też mamy 😉
LikeLike
PS. W Krakowie jest to samo – w lecie zazwyczaj było luźniej, bo studenci wyjeżdżali. Od kilku lat chyba jednak spędzają tu lato bo korki niewiele się zmniejszyły…
LikeLike
Spisek, to musi być jakiś spisek, bo na logikę nie wyjaśnisz…
LikeLiked by 1 person
Żydów, Jezuitów albo Masonerii 😉
LikeLike
Z tego co pamiętam, to już go nie ma, ale w rynku za szybko się zmienia, bym nadążyła, może masz na myśli innego…
LikeLike
W sumie wszystko wschodnie zjem, więc chyba mi obojętne 🙂
LikeLike
kota-psa-gołębia-kanarka? Nie z głodu – a z ciekawości? I robaczki-larwy-czerwie? Bo ja mam świadomość, że mogą sobie być źródłem białka i dla planety zdrowiej – ale może niekoniecznie. W każdym razie ja się nie piszę. [Cooking with Poo – podobno świetne dla miłośinków tajskiej kuchni]
LikeLike
No dobra, wszystko co jest rybą albo algą…sąsiad przywiózł z delegacji w Korei chipsy – wysuszona ryba owinięta algą. Cudo! 😉
LikeLike