Dlaczego “w scenerii” a nie “w czasie wojny”? Bo żeby pisać, trzeba mieć jakieś pojęcie o temacie, dlatego dla spragnionych mocnych wrażeń – “Pięć lat kacetu” lub któryś z reportaży pani Hanny Krall.
Tymczasem w scenerii:
“Pogrzebany olbrzym” Kauzo Ishiguro. Spokojna, nostalgiczna opowieść o podróży przez świat, który już nie istnieje. Zakończenie jest wspaniałym, delikatnym wykończeniem koronkowej roboty. Bez niego – opowieści brakłoby tego ostatniego dotknięcia pędzlem. Co mnie urzekło? Wszystko. Ale przede wszystkim jak starzec zwracał się do żony – staruszki, już w zmierzchu życia – Księżniczko. Opisy oniryczne – no trudno, przetrwałam, ale język postaci – piękny, przepełniony szacunkiem dla rozmówcy.
“Kobieta pułkownika” Daniel Katz. Również spokojna, choć traktująca o wielkich emocjach, opowieść. Klasyczny trójkąt – młody kochanek, stary mąż, któremu jest winna ocalenie z piekła wojny i wreszcie ona, czyjaś kobieta, żona, kochanka, córka. Klasyczny trójkąt okazuje się być czymś zupełnie innym, słowa okazują się mieć drugie dno, a rozwikłanie nie tak znów skomplikowanych losów – miłe i szlachetne. Bardzo sympatyczna lektura.
“Hannibal po drugiej stronie maski” Thomas Harris …ale w ogóle po co ja po to sięgnęłam? Bo że przez pomyłkę, to raczej oczywiste… Bzdura i kretynizm. Nie podoba mi się używanie wojny do podbudowania psychologicznego nieistniejących postaci. Ktoś kiedyś przeżył ten koszmar, a teraz autor wrzuca i przycina, żeby mu pasowało… no nie. Zapewne, gdyby autor miał słabszy warsztat, aż tak by mnie nie raziło. Tymczasem wspomnienia Hannibala brzmią bardzo prawdziwie… zatem nie. Nie podoba mi się takie ‘użycie’ wojny.