Lawenda? Pierwsze skojarzenie, jeśli nie liczyć “Lawendowej magii” Andre Norton, co to po 2 dekadach nie pamiętam nic, poza tym, że wstyd się przyznać, bo to wszystko, co kiczowate w latach 80 było obecne, z ożywającymi rzeźbami z krzaków o oczach szmaragdowych…
Zatem pola lawendowe, ból głowy, bo jakby na to nie spojrzeć wyjątkowo duszny zapach, powracający przy każdym otwarciu szafy babki, która wierzyła, że lawenda przegna mole pewniej niźli naftalina… Myliła się 😉
Zatem lawenda, Prowansja, van Gogh, psychiatryk, lodowate kąpiele, skórzane pasy do przypinania pacjentów… i w tym otoczeniu, pośród intensywnych barw pól i szarych kamieni psychiatryka – reprodukcje dzieł Vincenta, na pamiątkę, że go tam leczyli. Doprawdy.
Zatem “Vincent i van Gogh” – jeden z ciekawszych komiksów, które ostatnio czytałam. Pogodny i pięknie namalowany, pięknie obmyślany. Jakże różny od filmu “Vincent”.
A jednak kolor lawendowy ładny jest, a lody z posmakiem lawendy ciekawe.
Poniżej laleczka LawendoweLove, zgłoszona do wyzwania.
Sielsko urocza, ta lawenda. Mam dobre skojarzenia: natura, wieś, suszone wiązki do góry nogami i ozdoby w kuchni. Twojej laluni też do twarzy
LikeLike
Gdybym miała mole przeganiać naftaliną, to chyba wolałabym się z nimi zaprzyjaźnić.
LikeLiked by 1 person
Już była taka jedna…Alicja od Joanny Chmielewskiej 😉 W zasadzie jej się udało…
LikeLike
ja niedawno cały świat czarownic przeczytałam od nowa… 😉
LikeLike
Pomogło?
LikeLike
fajnie wrócić do nastoletnich czasów 😉 nadal mi się i styl i fabuła podobała choć jak w przyapku niektórych książek okazała się być książką supełnie o czym innym niż wtedy 🙂
LikeLiked by 1 person
Urocza laleczka 🙂 Dziękuję za udział w wyzwaniu na blogu TDZ, Ania
LikeLike
Za lawendą nie przepadam ale zastanawiam się, czy nie wrzucić do szafki, tak na wszelki wielki…
LikeLike