…znaczy, może od początku wyjaśnię, że wcale nie chodzi mi o cień zakwitających dziewcząt, miłosierdzia, z racji płci jestem przynajmniej zwolniona z podziwu dla nastoletnich lolitek. Tyle mojego.
“Dziewczyny atomowe”, “Dziewczyny wyklęte”, “Dziewczyna z konbini”, “Dziewczyna z wieży”… co za urodzaj jakiś, bo to tylko początek, dziewczyn w tytułach namnożyło mi się ostatnio, nawet nie zauważyłam kiedy. Po trosze winię PC, określenie “dziewczyna” zastąpiło “kobietę”. Bo umówmy się – co to za dziewczyna z trzydziestką na karku? PC zabija precyzję. [Wchodzi Ropuch do mojego mieszkania i w progu już krzyczy, Słuchaj, spotkałem tę panią sprzątającą, tę puszystą taką, a jedyne, co mi do głowy przychodzi, to Chłopie, brunetkę czy blondynkę, bo one wszystkie z nadwagą!… A nie wiem, na włosy nie patrzyłem, bo mnie rozmiar przeraził, bałem się, że mnie nie wpuści, to mówię do niej, że ja jestem pogotowie dziadkowe, a ona na to, ojej, Żabusia znowu chora?] A z tymi dziewczynami, to ociec mój trochę przygód zresztą miał [Lata świetlne temu na grono przyjaciółek mojej mamy zwykł był mówić “Te Stare Raszple”, ale to za plecami, bo w oczy to mówił “Drogie dziewczyny”, a one miały wtedy 50-35 lat, bo różnica wieku od najstarszej do najmłodszej była 15 lat… I wreszcie któraś wysyczała Daj spokój, naprawdę wolimy raszple od dziewczyn…]
Zatem dziewczyn w tytule trochę jest, cyklu na ten temat nie zrobię, bo cyklami się brzydzę. Zwrócę tylko uwagę na jedną pozycję. “Dziewczyna z konbini” Sayaka Murata. Opowieść krótka i treściwa. To nie jest opowieść o autyzmie ani socjopatii. Zamiast konbini można podstawić Biedrę lub Lidla czy inną Żabę. To jest opowieść o każdej z nas. O każdej, która próbuje się przystosować, zrozumieć mechanizmy ludzkiego postępowania. Owszem, nieco przerysowana metafora, ale ile razy każda z nas wracała się przez pół miasta, by sprawdzić, czy zamknęła biuro/magazyn/sklep? Ile razy tłumaczyła się obcej osobie/ciotce/szwagierkolasce z decyzji o ślubie/rozwodzie/porodzie/aborcji? Społeczeństwo jest opresyjne w stosunku do kobiet. I nie pomaga, że to tylko taka metafora.
A kwitnienie? Mamy październik, a we Wro kwitną kasztany. Poważnie. Na zdjęciu Plac Nowy Targ.
Dziewczyny, to ładny, zgrabny wyraz. Za to dziewuchy nie lubię, oj nie lubię.
LikeLike
Dziewczyny mogą być, jako wyraz. Ale faktycznie,co rusz jakiś film, czy książka o tym tytule 🙂
A u mnie zimowo
LikeLiked by 1 person
A mi się podoba, gdy starsze panie mówią o sobie i przyjaciółkach “dziewczyny”. Fajne to.
Kasztany kwitną, powiadasz? To może ktoś maturę pisze w innym terminie?
LikeLike
Dokładnie, to dla tych, co matury poprawiają!
Raszple, dobre! U nas w domu mówiło się “Lampucery” 🙂
LikeLiked by 1 person
A więc to są te kwitnące kasztany? Faktycznie.
Mnie też bardziej po drodze z “dziewczyną” niż z “kobietą”. 🙂
LikeLike