We wsi, w której urzędujemy nie ma placu zabaw. Biblioteki zresztą też nie, chyba już się skarżyłam, ale skarżyć się będę do skończenia świata i dzień dłużej, bo dla mnie to wyznacznik, że świat cywilizowany jest gdzieś indziej. Natomiast we wsi, gdzie jest siedziba gminy [bo tu nie ma, tu jest hmmm… sołtys?] parę lat temu machnęli plac zabaw. Zacisnęłam zęby, zrobiłam torbę prowiantu i spakowałam kilka wiader wody. Trudno, damy radę, najwyżej Książę będzie musiał obić facjatę jakiemuś tatuśkowi jakiegoś wiejskiego wyrostka, co to kultury nie zna i z pięściami do Żaby… Rozumiecie? Widziałam tłum dziki dzieci i rodziców z piffkiem wstydliwie chowanym. Tak wyglądały place pośród blokowisk w czasach przed zarazą.
A w czasie zarazy…
Dojechaliśmy. Bes GPSa byśmy nie dotarli, bo dźwięków zero. Powtórzę: zero dźwięków z placu zabaw. A sam plac ogromny, europejski, sztuczna trawa, drzewa na żywej trawie, czystość aż lśni, zjeżdżalnie, huśtawki, liny, lokomotywy, huśtawki dla minimaliksów…. I cały ten ogrom przestrzeni – pusty. Ani pół dziecka.
Żaba ze szczęścia prawie oszalała. Biegała wszędzie. Kijanka zaliczyła pierwsze huśtanie na dużej huśtawce – uryczała się do purpury ze strachu. Zdziwiła nas niesamowicie. Przy Żabie zapomnieliśmy, że dziecko może się czegoś bać. Przenieśliśmy Kijankę na mniejszą huśtawkę i trochę jej przeszło.
Pokazałam Żabie jak się wspinać po rurze. Ręce mam nadal silne, mam też teraz siniaka na śródstopiu od zakładania dźwigni przy wchodzeniu, bo w spódnicy to tylko klasycznie, bokiem ani robaczkiem się nie da, więc śródstopie właśnie mi puchnie… [rozważam postawienie sobie rury w ogródku. No co? Też mi się coś od życia należy.]
Ja nie o tym.
W pusty plac zabaw wkroczył ON. Chłopczyk. Dziecko. Z mamuśką. Mamuśka w małej czarnej i okularach słonecznych typu mucha przysiadła na ławeczce. A chłopczyk stanął. Pośrodku tego ogromnego placu stanął na środku, spojrzał na Żabę [która rzuciła na niego okiem, pomachała i poleciała dalej, jakby jej płacili za szybkość] i nagle spróbował schować się za mamę. Mamuśka w czerni warknęła krótko. Przerażony chłopczyk spróbował dostać się na zjeżdżalnię. Szło mu słabo. Huknęłam na Żabę, żeby mu choć raz pozwoliła. Przepuściła go grzecznie. Zjechał. Trząsł się cały. Pobiegł na huśtawkę dla maluchów. Kijanka odrzuciła pozę histeryczną i próbowała wdrapać się za Żabą po mini-ściance wspinaczkowej. Książę cierpliwie im obu tłumaczył, że muszą mieć trzy punkty oparcia i nie, Kijanko, to nie jest usprawiedliwienie, że nie umiesz liczyć. Chłopczyk spadł na głowę z huśtawki dla maluchów. Nawet Kijanka kilka razy z niej spadła i nie pisnęła, bo to było naprawdę nisko. Chłopczyk rozejrzał się. Mamuśka patrzyła w przestrzeń. Chlipnął próbnie. mamuśka nic. Chłopczyk rozdarł się. Ale tak konkretnie, że Żaba ruszyła do niego galopem. Niemniej – mamuśka była szybciej. Zmaterializowała się przy chłopczyku, szurnęła go w górę, nawarczała – w odpowiedzi włączył doładowanie turbo do wycia – i wywlokła z placu.
– Ale co się stało? – Żaba nie mogła ogarnąć.
I wiecie, co myślę? Dorośli, jak dorośli, ale dzieci będą miały straszny problem z zawieraniem znajomości. Przed zarazą ta dwójka – Żaba i randomowy chłopczyk – bawiliby się razem. Teraz nawet do głowy im to nie przyszło.
No i pusty plac zabaw. To takie obce.
A co do rury to problem jest czym ma być pokryta. To poważny temat.
A słońce zachodzi. Jak co dnia. Zachody słońca Mu się udały. Nawet Lucyfer to musiał przyznać.
I w zachodzie słońca zawieszka z leśnych kwiatków wygląda tak…
Bez zachodu już normalnie…
Obserwacja dzieci, jak dają sobie radę w różnych miejscach mówi nam i o dziecku i rodzinie
LikeLiked by 2 people
…jakie to piękne, pozdrawiam 🌻
LikeLiked by 1 person
Zawieszka, jak to mawia młodzież, sztosik! Zamierzam się rozpieścić jakąś od Ciebie ze sklepiku jak tylko przestanę wydawać na rośliny…
Biedny chłopiec. Nie mogę czytać takich rzeczy bo od razu myślę o moich. Wycmokanych, wygilanych, mających zawsze mamę albo tatę, którzy są tuż obok w razie zaliczenia gleby…
LikeLiked by 1 person
Maila znasz, nie krępuj się.
Mnie przeraża, jak bardzo te dzieci będą samotne. Chociaż… może nauczą się z tym żyć i będą bardziej ceniły relacje, skoro trudniej będzie je nawiązać…?
LikeLiked by 2 people
smutne…. pamiętam swoje dzieciństwo, tyle godzin z połową osiedla na placach zabaw!
LikeLiked by 1 person
Ja na szczęście będąc na opiece w klasach 1-3 nie zaobserwowałam, by dzieci trzymały dystans, więc o tyle jestem szczęśliwa, że w główkach im się nie pozmieniało ☺️ Aczkolwiek dzieci ogólnie są bardzo introwertyczne w obecnych czasach. Nie wiem czy to nie dlatego, że rodzice, które je wychowują najchętniej zagłaskałyby je na śmierć i odebrały resztki samodzielności. Chwali się takich rodziców jak Ty. Dziecko powinno mieć swoje pole “do popisu” ☺️
LikeLiked by 1 person
Biedny maluch.
Tutaj na placach komplet. Czasami gdy mamuśki zabierają dzieci w pośpiechu to zastanawiam się, czy zanosi się na deszcz czy to przez Tamalugę 😀 Ona ze wszystkimi się bawi, ale tak ich musztruje i tyra po placu i do złego namawia (woltyżerka dla zaawansowanych na takim tym, co się obraca dookoła.)
LikeLiked by 1 person