Czarno to widzę – czyli o skojarzeniach

“Ale wiesz, że jesteś mi winien wolny weekend?” spytałam męża, wychodzącego na kawalerski. Który to kawalerski nie był w guście Xcia, oj nie był. “Zawsze możesz iść za mnie…?” uśmiechnął się zachęcająco. “Nie chcę ci wstydu narobić.” wzruszyłam ramionami “Nie … Continue reading Czarno to widzę – czyli o skojarzeniach

O Melancholio! – czyli babie lato…

Żaba: Mamooo Aksinia: Córko pierworodna, tyle razy cie prosiłam, nie zaciągaj tak, mnie się pięty marszczą od tego ‘o’ na końcu…. Żaba: Ale przynajmniej słyszysz. Aksinia: Zawsze słyszę. A czasem ignoruję. Żaba: Mamoooo…. co to jest babie lato? Aksinia [najpierw widzi pyszne plansze “Indian summer”, bo w końcu tłumaczy się to indiańskie lato na babie, a plansze owszem, pyszne, ale zdecydowanie nie dla dzieci, fabuła jakoś skorelowana ze szkarłatną literą, ale jak – to nie pomnę, nie ma siły, o tym pięciolatka myśleć nie może, więc może obraz Chełmońskiego, rany, ale to takie brzydkie, prawie, jak Malczewski, rany, jak ja … Continue reading O Melancholio! – czyli babie lato…

Ołowiane niebo pękło w czarne kryształy

Kruki. Stanęłam w oknie, niby ta statuja [ale bez kajdan i bez korony, no bez przesady stanęłam]. “Córunia, patrz, kruki” przywołałam Żabę. Chmura czarnych odłamków precyzyjnie krążyła. Człowiek mimo woli przypomina sobie “Niezwyciężonego”. “Acha. Co robią?” Żaba grzecznie udawała zainteresowaną. … Continue reading Ołowiane niebo pękło w czarne kryształy