Dawno, dawno temu moja mamusia będąc młodą narzeczoną wróciła do mieszkania z wizyty u przyszłej teściowej – i zaczęła wyrzucać wszystkie durnostojki z zasuszonymi różami na czele. I przez zaciśnięte zęby wyjaśniła swemu przyszłemu – że ona sobie nie życzy, że kwiaty jak zwiędną to idą do kosza i jeśli on ma z tym jakiś problem to niech szuka innej narzeczonej. Przyszły ślubny stał się jednakowoż ślubnym i ojcem dwojga dzieci – znaczy przyjął do wiadomości. I nigdy nie narzekał.
Co było przyczyną wystąpienia mojej mamuśki? U przyszłej teściowej z zapędami artystycznymi suche kwiaty i durnostojki pałętały się wszędzie. Po kilka lat. Warstwę kurzu wyhodowano na nich taką, że stała się lepka. W małym mieszkanku nie było czym oddychać.
Charakter mamusi owszem, mam. Tylko wizytację u teściowej przeprowadziłam za późno. Kiedy w pełnym kurzu pokoju kładłam się spać, nie przypuszczałam, że sytuacja została wymuszona przez pana domu, który nie wyobrażał sobie, że żona wyrzuci bukiet, który dostała na urodziny. Na pięćdziesięciolecie. To było ładnych parę lat temu. Bukiety po narodzinach synów otrzymane zaprzestały straszenia parę lat temu, jak kuzynka “niechcący” podpaliła je papierosem. Też nie wiedziałam, że od fajka może się suchy bukiet zająć.
Zatem – mimo odpowiedniego charakteru – wylądowałam z wcale pokaźną liczbą róż ususzonych, hodując na nich usilnie kurz. Pal licho roztocza, mnie niegroźne, ale tylko do narodzin córy. Żaba się urodziła, a mnie się nagle wszystkie wiadomości o alergiach i astmach hurtem przypomniały. Tak, teściowa ma zaawansowaną astmę, bez inhalatora nigdzie się nie rusza.
Zamiast narazić się na awanturę i groźby w stylu “Nigdy więcej żadnego kwiatka złamanego ode mnie nie dostaniesz” poszłam po rozum do … tradycyjnej wiedzy kobiet. Jedno popołudnie zmarnowane, ale efekt jest zadowalający. Nie kurzy się. A czemu całe aż popołudnie? Bo lakier to mi 3 godziny raczył schnąć. Czemu aż tyle? Ja wiem, że starczy spryskać róże lakierem do włosów i gotowe. Tylko, że nie mam lakieru do włosów. Mam lakier do drewna. Każdemu jego fetysz 😉
ps Jeśli któraś zdesperowana pani domu będzie chciała przepisa na wykonanie – chętnie się podzielę 😉 Pomijając czas schnięcia lakieru – chwila – moment i gotowe.
Też mi czasem żal wyrzucić więdnący bukiet, ale do głowy by mi nie przyszło go zasuszać i trzymać latami. No nie wiem, może nie dostałam nigdy takich naprawdę “ważnych” kwiatów… Co prawda jestem sentymentalna, ale wszelkie durnostojki mnie irytują, rzeczywiście tylko łapią kurz.
Na zdjęciu tego dobrze nie widać – kwiaty są za szybką?
Teraz tak sobie myślę, że to można zastosować odwrotnie – “kochanie, musisz mi częściej kupować kwiaty, bo inaczej będę musiała suszyć te rzadkie przypadki na pamiątkę” 😉 😀
LikeLike
Si, za szybką… którą zdecydowanie łatwiej wytrzeć, niźli kwiatka… Hmm, no na to nie wpadłam, bo mam takie dziwne przeczucie, że skończyłoby się fabryką suszonych róż… niby nic złego, ale wciąż nie eksmitowałam Elki z Pałacu Buckingham i trochę na metrach kwadratowych mam niedomiar 😉
LikeLiked by 2 people
Też kiedyś zasuszałam róże, a potem wprowadził się do mnie kot i teraz im mniej bibelotów tym lepiej dla wszystkich… 🙂 Za to największe siedlisko kurzu mam na tablicy korkowej obwieszonej w całości kartkami pocztowymi z różnych miejsc 😀
LikeLike
Mój kot był kochany – 6 kg na krzywych nóżkach, taka beczułka, a nigdy nic nie strącił… Zależy od kota 😉
LikeLiked by 1 person
Trącąc też nie trąca, ale lubi wszystko co szorstkie i wydaje dźwięki gdy się dotknie 😀
LikeLike
…niby tak, ale jeśli nie zrzuca – to w zasadzie czemu ma przeszkadzać, że kocisko chwilę się pobawi?
LikeLiked by 1 person
jak ostatnio przywiozłam z Karpacza okazałą szyszkę to na drugi dzień igiełki były wszędzie no bo kotek był ciekawy co to takiego 😀
LikeLike
I musiałaś odkurzyć, czego inaczej byś nigdy w życiu nie zrobiła – widzisz, kotek dba o Cię, stara się, znaki daje… 😉
LikeLike
😀 😀 😀
LikeLike
Do mnie w gości to bez kwiatka, a jeśli już to z doniczkowym. Nienawidzę umierających kwiatów. Mam z tym chyba spory problem.
A susz to tylko w kompocie na święta.
Ale ramki fajne ci wyszły:)
LikeLike
Też tak miałam – a potem odkryłam, że doniczkowe też umierają, tylko jakby dłużej… 😉
LikeLiked by 2 people
jako nastolatka przechowywałam suszone płatki róż w słoikach i pudełkach, teraz zupełnie nie mam takich sentymentów, nie lubię dostawać ciętych kwiatów, które cieszą oko jedynie kilka dni
LikeLike
Przechowywałam swój bukiet ślubny, ale tylko do pierwszej przeprowadzki. Więcej grzechów nie pamiętam 😉
“Durnostojek” mam kilka, przechowuję je z sentymentu, nie z zamiłowania do kurzołapów. Tę funkcję zresztą naturalnie przejęły Księżniczkowe pluszaki 😉
LikeLike
Pięknie to zrobiłaś 🙂
No i “durnostojki” – hahah, dobre, nie znałam tego 😀
Ja wywalam bez sentymentu – nie znoszę suchych kwiatów.
LikeLike
Przypomniało mi się, jak specjalnie “suszyłam” bukiet, żeby “ususzyć nieoczekiwaną miłość”, a później go z radością wyrzuciłam 😀 Kwiatki w tych ramkach wyglądają pięknie i już wyobrażam sobie jedną ścianę w salonie tylko z tymi ramkami…
LikeLike
Jedną ścianę? A co zrobić z książkami??? [ 😉 ]
LikeLiked by 1 person
A to fakt. To są dylematy… 🙂
LikeLike
Przechowywanie kwiatów, a w szczególności suszonych – chyba bym nie zdzierżył. Zresztą nie lubię żadnych zbiorów pamiątek, może poza zdjęciami. Chociaż te zasuszone i polakierowane róże naprawdę ciekawie wyglądają…
LikeLike