Podróżująca książka

bibliotekarkaJakiś czas temu, wydawało mi się, że lata świetlne i eony, po sprawdzeniu wyszło dwa miesiące, zgłosiłam się do Book Tour na jednym z blogów. Po czym zapomniałam o sprawie.

Dlatego, gdy w drzwiach stanął mój ulubiony listonosz – nadal kocham faceta miłością wielką!* – zdziwiło mnie, że taka przesyłka do mnie. I ucieszyło, bo to była chwila posuchy pomiędzy buntem męża a zakupem czytnika. A przesyłka zawierała ewidentnie książkę, z nieba mi spadła.

Book Tour w skrócie polega na tym, że jedzie sobie egzemplarz autorski czy wydawniczy w świat, od człowiek do człowieka, egzemplarz jest znaczony notatkami czytelników kolejnych, ich opiniami, uwagami – a ponieważ czytelnikami zazwyczaj są kobity – dla następnej zwykle jest dorzucana czekolada…

Super sprawa.

Szkoda, że nie robią tego z utworami pani Cherezińskiej. Bo brałabym, jak rolnik dotacje. No ale przynajmniej wiem, po co ta czekolada. Żeby następnej osłodzić, bo ona jeszcze nie wie, co ją czeka.

Skąd się zatem biorą hurra-optymistyczne opinie i zachwyty? Człowiek, w szczególności kobieta, jest tak skonstruowany, że nie powie, a już z pewnością nie napisze negatywnej opinii, jeśli dostał coś darmo. W tym wypadku damo była możliwość przeczytania i opór w sobie czuję duży przez zdradzeniem, cóż to za rarytas zagryzałam czekoladą. Uśmiałam się, to pewne. Tylko, że to nie miała być komedia. A mnie łzy śmiechu płynęły od pierwszej strony, gdzie w opisie pojawiły się ‘nieziemsko piękne’, lecz ‘martwe’ oczy. Bo to oczy trupa były. Nie, żeby coś, ale po śmierci zachodzą pewne procesy, chyba coś z białkiem i tęczówka zaczyna wyglądać inaczej. I w żaden żywy sposób oczy trupa nie są ‘nieziemsko piękne’. Chyba, że ktoś ma inne doświadczenia, w sumie, to dość subiektywne odczucie, w sensie estetyka.

Do brzegu. Książka z Book Tour natchnęła mnie do zmiany przekonań. Nastolatą będąc uważałam, że autor nie musi przeżyć opisywanych wydarzeń, po co mu to, skoro ma natchnienie i warsztat. Tylko, że jak autor ma li tylko dobre chęci – to wychodzi gniot podobny 50 twarzom tego tam, Greya. Znawcy tematu się zapluwają, tłumacząc, że jest inaczej i walą głową w mur, bo boją się, że ta lektura może zrobić komuś krzywdę. Zatem – autor musi wiedzieć, o czym pisze. Jasne, mężczyzna może opisać poród z detalami, po iluś rozmowach z kobietami, które urodziły, były położnymi, albo sam był mężem rodzącej. Ale jeśli nie rozmawiał, nie uczestniczył i nie jest lekarzem – to jego opis będzie fałszem. Mam ochotę wystosować apel do autorów: chcesz pisać – pisz o tym, na czym się znasz, czego doświadczyłeś. Bo ludzie, którzy czytają, są w większości powyżej poziomu telewizji śniadaniowej i potrafią odróżnić, jak się im bezczelnie wciska bzdurę.

A dla następczyni zrobiłam laleczkę Bibliotekarkę, niech coś ma z życia.

bibliotekarka lampa

bibliotekarka kot

bibliotekarka

* miłość do listonosza PP jest nieodmienna, bo ten czarujący człowiek, wiedząc, że poruszam się wolniej, spokojnie czeka, aż dokulam się do drzwi czy domofonu. Czego nie robi żaden z kurierów i trzeba potem szukać paczek w bardzo egzotycznych miejscach.

 

 

13 thoughts on “Podróżująca książka

    1. A nie sądzisz, że świat byłby piękniejszy, bez tych fantasy, gdzie, prawdaż, Conan wiecznie młody, silny, piękny, jedną ręką pokonuje jaszczura, drugą zarzuca złotowłosą brankę na bark i ucieka przed setką smoków? Bo sa fantasy, gdzie autor studiował średniowieczne zbroje, wie, że rycerz potrzebował wsparcia drugiej pary rąk do odziania się pełną płytę, wie, gdzie były słabe punkty owej zbroi oraz zbroi konia… Wiem, że miejsce dla Conana gdzieś w świecie Nostalgii jest zarezerwowane, ale już dla Achai – nie. Fantasy nie musi być ulepkiem ze smoków i dziewic. A zresztą – sam to wiesz, tylko mnie podpuszczasz!

      Liked by 1 person

Leave a comment