O rurce – wstępniak

W cyferki i daty nie umiem i nie lubię. W skrócie jest tak – mam 40 zim życia za sobą [wiecie, jak w dowcipie “I taka piękna i ponętna była, 20 wiosen miała” “Acha, a ty 40 jesieni”] i 2 miesiące treningów po 1 h tygodniowo.

Mało? Nie powinnam się wypowiadać?

Nie tak szybko.

W 2009 po raz ostatni wystąpiłam w stylu flamenco, potem było kilka, może 3 lata oriental flamenco – czyli jakoś w 2011, może 2012 uczestniczyłam w zawodach pole dance. Pierwszych w moim mieście. Zajęłam II miejsce w kategorii dla amatorek. Przez dwa lata przed zawodami trenowałam 3 razy w tygodniu po 1,5h. Miałam kaloryfer i zakwasy, wolałam ubrać kryjące ciuchy – bo mięśnie w połączeniu z siniakami wywoływały lekką sensację w autobusie. A bałam się, że zabiłabym się, gdybym prowadziła wóz – wiecie, to uderzenie bólu, gdy adrenalinka spadła, a jesteście w połowie drogi dopiero, a mięśnie odpuszczają, nagle, wszystkie…

To już lepiej brzmi, prawda?

Moją pierwszą trenerką była pani Anita Florczak, rewelacyjna tancerka tańca towarzyskiego. Aktualnie przebywa w Portugalii i zajmuje się czymś innym. Praca z nią była przyjemnością, pani Anita była stworzona do tańca.

Następna była pani Nikola Pawlak. Wspaniała trenerka, cudowna, silna kobieta. Dbała o bezpieczeństwo kursantek – jak już nikt po niej. Złapała mnie w locie, kiedy spadałam prosto na głowę, bo przeliczyłam się z siłami. Jestem jej za to wdzięczna, skończyć się mogło różnie.

A potem…

Potem była kontuzja, przeprowadzka, zmiana pracy, zmiana stanu cywilnego, 2 porody, jeszcze jedna kontuzja, ….pandemia…

Jakieś 10 lat mi zeszło na innych sprawach. Pomiędzy porodami próbowałam wrócić do formy, burleski, rurki w budżetowych szkółkach – bo tamta szkoła już nie istnieje.

I jestem z powrotem. Teraz to ja jestem najstarsza. Czy mnie to jakoś rusza? Niekoniecznie. Ja już się nie spinam, w zawodach nie wystartuję, mam luz. Czy tę trenerkę poleciłabym? Jeszcze za krótko chodzę. Będę jej pewna po roku. Na ten moment mam wrażenie, że jest lepsza w szarfach i kołach, a rurka to tak przy okazji.

Czy pole dance zmieniło moje życie? TAK. Ale to inna historia, którą można spokojnie włożyć w urban legend czy inne opowieści mchu i paproci.

Czy zapisałabym córkę? TAK, ale jest za smarkata, musi poczekać tak do 7 roku życia.

Czy polecam taki trening [bo jednak taniec to nie jest tak do końca]? TAK – ale nie wszystkim.

Jak na wstęp ta notka i tak jest za długa. Kto doczytał do końca – oto bonus – czekam na pytania o pole dance. Zaznaczam, że piszę tylko ze swego doświadczenia i absolutnie nie wdaję się w dyskusję, czy to z tańca bojowego, czy od odalisek i co sobie ludzie pomyślą.

Czekam na pytania, a humor będzie w następnych wpisach. Teraz treningów brak, zabijam czas [bo przecież kobieta zawsze ma za dużo czasu siedząc w domu 😉 ] robieniem nowych zdjęć. Chwilowo wystrzelałam się z pomysłów, ale efekty są jak poniżej. Sama nie wiem. Niby bawię się cudnie, ale.

7 thoughts on “O rurce – wstępniak

  1. Cudne zdjęcia!
    I zazdroszczę tego “pociągu” do pole dance. Ja swojego czasu miałam pociąg do aerobiku i zumby, ale mi przeszło. A szkoda!
    A o pole dance poczytam wszystko, bo to interesujący taniec i interesujące treningi. W poprzedniej pracy jedna z dziewczyn spełniała swoje marzenie i w wieku 35 lat zapisała się na pole dance. Oprócz tego chodziła na siłownię, żeby wzmocnić swoje ręce. Fajnie się słuchało o treningach. 😉

    Like

  2. Mnie pole dance jednak jakoś przeraża. Ciekawe, ale z boku, tak żeby kogoś popodziwiać.
    I tak sobie tłumaczę, że za bardzo nie mam warunków fizycznych – przy wyższym wzroście nawet będąc szczupłym jednak się swoje waży, trzeba to unieść i tymi swoimi kończynami odpowiednio sterować. 😀 Choć ręce – tak uważam – mam silniejsze, niż wyglądają. 😛 Ciekawi mnie tylko, czy początki są bardzo trudne. 😀

    Like

  3. Mnie tym bezpieczeństwem zainteresowałaś – ćwiczy się nad matami czy jakąś pianką? Spadanie na głowę z każdej wysokości rurki uważam za ryzykowne. Tym bardziej podziwiam tego rodzaju akrobacje 🙂

    Like

  4. Zastanawiam się, czy na początku takich zajęć trenerka bardziej skupia się na ,,oswojeniu się ze swoim ciałem”, żeby być mniej spiętą, chodząc zalotnie wokół tej rurki (bez szans, że coś takiego bym przebrnęła, wolałabym uciec niż odstawiać takie aktorstwo) czy po prostu pokazuje pierwsze proste figury? I drugie pytanie- jak radzą sobie potliwe stworzenia- mam raczej silne ręce i resztę, często chodziłam z chłopakiem na wysokie ścianki wspinaczkowe, ale o ile mięśnie dawały radę, to mokre łapki nie pozwalały mi się stabilnie trzymać, nawet talk nie pomógł, więc wydaje mi się, że z rurki ześlizgnęłabym się jak bezmuszelkowy ślimak…

    Like

  5. Wspieram całą sobą 🙂 Silne, smukłe, rozciągnięte, gibkie i lekkie ciałko – to efekty jakie widzę u koleżanek, które trenują na Polu 😀 Tak sobie myślę, że tym naszym babkom i prababkom też takie szaleństwa do głów przychodziły, gdy widziały wbite w ziemię np. widły 😀

    Like