Magia czarno-białych zdjęć

O “Osobliwym domu pani Peregrine” już gdzieś pisałam, urzekł mnie bowiem pomysł napisania książki o fotografiach. Stare, dwukrotnie naświetlone, że wyszedł pso-chłopiec, albo dziura przez środek dziecka. Pomysł był fajny. Potem była część druga, t“Miasto cieni”, takoż przeczytałam, ale zachwytu było jakby mniej. A teraz mam czytnik. I “Biblioteki dusz” już nie przeczytam. Zdjęcia reprezentują się słabo, nieostre i jakieś nie takie. Wtedy człowiek szuka – fabuły, języka… No i umówmy się – fabuła jest na poziomie podstawówki, a język… język jest tak koślawy, że myślałam, że czytam podróbę. Polszczyzna jest piękną, ale trudną materią i jak nie umiesz – to się nie zabieraj. Sprawdziłam – poprzednie części były równie kulawe. Nie zwróciłam uwagi, ponieważ rzeczone zdjęcia. Zatem – tej lekturze mówię stanowcze ‘nie’. Bez zdjęć ten utwór się nie broni.

Równie istotną rolę czarno-białe zdjęcia odegrały w powstaniu “Fałszerzy pieprzu” Moniki Sznajderman. Po siedemdziesięciu latach do Polski i spadkobierców wróciły zdjęcia ludzi, którzy zginęli w czasie Zagłady. Tak, znów o Żydach. Ale tylko 1/3 całości, więc spokojnie. Jest to opowieść rodzinna, o losach rodziny autorki. Ze strony ojca – wszyscy zginęli. Ze strony matki – ziemiaństwo-ułaństwo z Kresów – w zasadzie wszyscy przeżyli, przynajmniej wojnę, bo potem to różnie bywało. Autorka porównała losy i zapłakała nad częścią rodziny, której nigdy nie poznała. Opisy nie są drastyczne [w porównaniu ze świadectwami świadków naocznych], zatem młodszy czytelnik też może sięgnąć. Co mnie uwierało? Pryncypialność autorki, jej dziwne pretensje, że dziad ułan poświęcił się za Polskę, a za Żydami to nawet nie zapłakał, naród cały ginął, a ziemiaństwo nic o tym nie wiedziało, potwory! Chciałabym zobaczyć, jak rzuca to w twarz wielkim paniom albo ułanom! Zabiliby ją śmiechem, tę swoją prawnuczkę, pół-Żydówkę, smarkulę, co dzięki ich koneksjom w stanie wojennym kawior z kalmarami jadła. I tu jest drugi punkt dla mnie niezrozumiały. Wpieranie czytelnikowi, że szabrownicy, atakujący mienie porzucone prze Żydów, że ci szabrownicy to antysemici, nieludzkie potwory, wszak ci biedni Żydzi do pieca, a tu potwory ich kołdry, ich spiżarnie, ogołocili, zbezcześcili, zabrali…potwory!!! Wyjaśnijmy coś sobie. Był rok 41. Ludzie umierali z głodu. Matki patrzyły na umierające dzieci. Mężczyźni w wojsku, niewoli, w lesie. I te kobiety miały myśleć o przyzwoitości? One zrobiłyby wszystko dla dzieci. A że autorka ma inną narrację, bo kalmary, obrazy, herbatki… [W ’41 moja prababka nie miała herbaty, o kalmarach w życiu nie słyszała. Nieletni synowie dobrowolnie poszli na roboty do Niemiec, żeby choć trochę ulżyć matce i malutkim siostrom. Byli zdrajcami, bo chcieli przeżyć?]  A jeśli ułan ginął za Polskę – i są na to papiery, ordery, świadectwa – to jego prawo. Oceniać, że miał obowiązek płakać po Żydach – moim zdaniem prawa do takiej oceny nie ma nikt, nawet prawnuczka. Więc opowieść jest dziwna, może nadmiernie osobista, może to właśnie emocjonalne rozedrganie narratorki najbardziej mi przeszkadzało. Ale to wyklinanie szabrowników – mimo, że każdy zdaje sobie sprawę, iż w czas wojenny ciężko przetrwać… Może nie każdy. Może szlachta ma inaczej.

Co do szabrowników – chciałam napisać, że rabunek mienia porzuconego zdarza się jak Ziemia długa i szeroka, bo takim gatunkiem jesteśmy – ale nie byłaby to prawda. W sensie – są miejsca szabrem niedotknięte. Otóż po katastrofie w Fukushimie w 2011 Japończycy nie rzucili się na szaber – tylko na pomoc poszkodowanym. I ci, którzy utracili wszystko, rodziny, domy, majątki – najbardziej cieszyli się z odnalezionych zdjęć papierowych. Elektroniczne dane poszły z dymem, papierowe przetrwały. Zresztą – był ciąga dalszy, cała akcja robienia zdjęć. O tym wszystkim wyczytałam w “Rekinie z parku Yoyogi” Joanny Bator. I tę książkę polecam z czystym sumieniem. Język jest tak piękny, potoczysty, że sprawia przyjemność od początku do końca. Autorka opisała Japonię, bolączki i piękno. Ale to nie jest prosty reportaż. Bardziej metafizyczna wędrówka. Nawiązania do Murakamiego, Mishimy, ukłon w stronę otaku i Neon Genesis Evangelion – wszystko opisane wysmakowaną polszczyzną. Jaka ulga.

Dziobię ramkę na zdjęcia, może wstawię któreś czarno-białe, mam ich całe walizki. Gorzej, że nie mam pojęcia, kto na nich jest. Pokolenie mojej babci wysyłało w listach zdjęcia właśnie – z pogrzebów, ślubów, spotkań rodzinnych. Ale listy zaginęły, zostały tylko zdjęcia.

A ramka idzie mi powoli. Co ja myślę o żywicy, wylewającej się – to się do druku nie nadaje. Walczę.

Walczę. Za tydzień kolejna kontrola. Jeśli zaprzestanę nadawania – znaczy aresztowali mnie. Wtedy odezwę się, jak będzie po wszystkim. Nie widzę możliwości laptopa w szpitalu, to jakieś ułomne.

ramka niedokończona ze zdjęciami

ramka niedokończona ze zdjęciami 2

ramka niedokończona

9 thoughts on “Magia czarno-białych zdjęć

  1. Boszzz, te biało-czarne fotki zabrzmiały jak lekcja prehistorii 🙂 a ja sama takie robiłam – jeszcze początkiem lat 90 -tych. Stara jestem… wiem

    Like

  2. Właśnie czytam „Rekinie z parku Yoyogi” Joanny Bator, ale jakoś słabo mi to idzie i sama nie wiem czemu. Nie to żeby książka była zła – o nie! Może po prostu pora dla mnie nieodpowiednia…

    Trzymam kciuki za kontrolę. W najgorszym wypadku może zainstaluj sobie na telefonie aplikację do pisania notek, wciąż będziesz mogła pisać w szpitalu. WordPress jest, chociaż dużo danych żre 🙂

    Like

  3. Kocham czarno – białe zdjęcia! Stare tym bardziej. Lubię oglądać, chyba to taki rodzaj relaksu, na który ostatnio nie mam czasu… Ramka bardzo ładna, nie marudź 🙂 Swego czasu też robiłam wiele różnych, bo zdjęć stało dużo na licealnym biurku… Wróci się jeszcze ten czas 🙂 Właśnie przed chwilą wpadłam na pomysł, że będę spisywać tytuły książek, które mnie u Ciebie zainteresowały i jak przyjdzie “ten” czas, będę czytać to co sprawdzone 🙂 :*

    Like

  4. Na dwoje babka wróżyła, czy też kija dwa końce ma (tra la la).
    Ja myślałam, że kawior i kalmary to taka hiperbolka swoista, ale że naprawdę…?
    A mówiłam, że Japonia rządzi?

    Like

    1. Nie, wcale nie hiperbola. Biali Rosjanie z szerokiego świata przysyłali paczki rodzinie autorki, więc ona ma zupełnie inną perspektywę.
      Może trochę, zależy w jakiej narracji, jestem na pani Bator i jak dokończę, to podsumuję.

      Like

  5. Ja tak trochę zboczę z tematu ale zapytam – czytałaś może jeszcze coś Batorowej? Bo zastanawiałam się nad “Purezento” ale boję się, że zbruka mi obraz Japonii, który mi “namalował” Murakami 😉

    Like

    1. Nie zbruka, Purezento jest świetne. …tylko, że ja Murakamiego nie trawię. Jak chcesz obraz święty i prawdziwy – Yukio Mishima “Zimny płomień” bo z powieściami to już różnie… Tylko, że to nie jest przyjemna lektura, nie na smutki.

      Like

Leave a reply to kodmama Cancel reply